Powrót.  

Powrót do spisu prezentacji.

 

Słowo wstępu.

Oryginalny tekst artykułu (link poniżej) pochodzi z Sarasota Magazine/2005/03 jest publikowany za zgodą autora i redakcji. http://www.sarasotamagazine.com/Articles/Sarasota-Magazine/2005/03/The-Case-of-the-Purloined-Orchid.asp

Sarasota Magazine, http://www.sarasotamagazine.com/Index.asp

Tytuł oryginału: The case of the Purloined Orchid
How one little flower wreaked heartache and havoc over Selby Gardens.

Ewa Jóźwiak, 20.12.2006


Sprawa skradzionej orchidei
Jak jeden mały kwiat wywołał ból serca i spustoszenie w całym Ogrodzie Selby.
Craig Pittman

Co roku ponad 160 000 ludzi wędruje przez bujne krajobrazy ogrodu botanicznego Marie Selby. Wielu z nich zostaje przyciągniętych do tego spokojnego 15-akrowego raju zatoki Sarasota, aby oglądać w podziwie ogromną kolekcję storczyków zgromadzoną przez Selby, zdumiewając się żywymi kolorami i fantastycznymi kształtami na ekspozycji. Ale najważniejsza orchidea w 30-letniej historii ogrodu Selby nie jest widoczna. Ten jeden storczyk był tematem nagłówków gazetowych w całym kraju. Ten storczyk kosztował ogród setki tysięcy dolarów darowizn i przyczynił się do zwolnienia jego wieloletniego dyrektora. Ten storczyk doprowadził do nakazów rewizji, procesu sądowego i oskarżeń kryminalnych.

Ten storczyk rozkwitł w tak wielki skandal, że nadwyrężył starannie chronioną reputację ogrodu Selby.

Gdy po raz pierwszy zauważył ten kwiat hodowca storczyków z Wirginii James Michael Kovach na zakurzonym przydrożnym straganie w Peru, wiedział, że jest to coś specjalnego: wysoka, strzelista łodyga uwieńczona pełnym, okrągłym, różowawo-purpurowym kwiatem wielkości jego dłoni. Kiedy Kovach wniósł tego obuwika do sali pełnej naukowców w ogrodzie Selby w czerwcu 2002, został powitany "jednoczesną falą szeroko otwartych oczu i ust", napisał później.

Specjaliści od storczyków Selby'ego okrzyknęli go najbardziej zadziwiającym odkryciem stulecia. Pospieszyli, żeby jako pierwsi opublikować opis naukowy, na zawsze wiążący nazwę Selby z rośliną. Byli tak oczarowani pięknem kwiatu, że nie przewidzieli prawnych konsekwencji, zarówno dla ich pracodawcy, jak dla nich samych.

Ilustracja Regan Dunnick

"Czego nie byliśmy świadomi, to że mogliśmy zostać schwytani w tę sieć", mówi specjalista od storczyków Selby'ego John Atwood, któremu agenci federalni złożyli osobistą wizytę. "To był szok."

Ale konkurencyjny znawca storczyków Eric Christenson, wieloletni krytyk Selby'ego, który przegrał wyścig o pierwszeństwo publikacji opisu nowego storczyka, drwi z twierdzenia o dobrych intencjach. "Ci ludzie to idioci", mówi. "Każdy związany z tą sprawą wiedział, że to nielegalne."

***

Jak jeden kwiat mógł narobić tyle kłopotów? Dla Lee Moore'a odpowiedź jest oczywista. Weteran kolekcjonowania storczyków, którego wizytówki nazywają go "Poszukiwacz przygód", doradzał Kovachowi w Peru. Mówi, że żądza sławy Kovacha pokonała wszelkie wątpliwości co do legalności sprawy.

"Och, to cena sławy", mówi Moore chichocząc.

Kovach (wym. Kowak) jest 49-letnim, wysokim, smukłym mężczyzną, który nosi swoje długie włosy ściągnięte z tyłu w koński ogon. Kiedyś był cieślą, ale mówi, że Bóg wprowadził go w biznes storczykowy. Było to niebiańskie wezwanie do piekielnej obsesji. Podczas gdy większość miłośników storczyków zadowala się wyborem w Home Depot(1), kilku jest skłonnych wydać tysiące dolarów na jedną roślinę lub stawić czoła wszelkim trudom, aby odkryć nowy gatunek, zwłaszcza taki, który może być krzyżowany z innymi, tworząc nowe, kolorowe hybrydy.

Pisarze przez lata usiłowali wyjaśnić, dlaczego storczyki popychają skądinąd rozsądnych ludzi do takich skrajności. Niektórzy wiążą tę pasję ze zmysłowym kształtem kwiatów. Mówią, że płatki z wydętymi wargami, nabrzmiewające kwiaty i odurzający zapach zaciemniają osąd kolekcjonera.

"Kiedy człowiek zakocha się w storczykach, zrobi wszystko, żeby posiadać tego, którego pragnie", napisał Norman McDonald w swojej książce z 1939 roku "Łowcy storczyków". "To jest jak pogoń za zielonooką kobietą albo branie kokainy, to rodzaj szaleństwa."

Storczyki to więcej niż obsesja botaniczna. To także przemysł o rocznym obrocie wynoszącym 2 miliardy dolarów, co czyni go najbardziej lukratywnym biznesem kwiatowym na świecie. To jest tylko legalna strona biznesu. Nikt nie wie, jakimi kwotami obraca nielegalny handel, ale weźmy pod uwagę, że kiedy w 2003 roku urzędnicy federalni włamali się do właściciela szkółki w Teksasie z powodu jego zaangażowania w nielegalny handel peruwiańskimi storczykami, znaleźli zapisy dotyczące trzech transportów sprzedanych za ponad 45 000 USD.

Zakłada się, że dzikie storczyki są chronione przez międzynarodowy traktat zwany Konwencją o międzynarodowym handlu zagrożonymi gatunkami, w skrócie CITES, który zabrania zbierania dziko rosnących zagrożonych roślin i eksportowania ich. Handel jest dozwolony tylko wtedy, gdy kraj eksportujący wyda zaświadczenie, że rośliny były wyhodowane w szkółce lub w laboratorium. Niewielu specjalistom od storczyków podobają się przepisy CITES, które nie zapobiegają hurtowemu niszczeniu tysięcy storczyków przez budowniczych nowej drogi lub tamy, ale skrajnie utrudniają naukowcom zebranie kilku okazów do badań.

Przepisy CITES są szczególnie szalone, kiedy rozpatrywany storczyk jest nowo odkrytą odmianą z kraju Trzeciego Świata. Aby otrzymać zezwolenie na wywiezienie z jego kraju pochodzenia, trzeba podać nazwę, ale jeśli jest to nowy gatunek, to nie ma nazwy.

Jednak w jakiś sposób ogrody botaniczne, łącznie z Selbym, w dalszym ciągu opisują nowe gatunki odkryte w krajach, które nigdy nie wydały zezwolenia CITES na wysłanie ich za granicę, zauważa niemiecki specjalista od storczyków Guido Braem. Znaczy to, że każde z tych odkryć naukowych było z pewnością "oparte na nielegalnych roślinach", wskazuje Braem.

Urzędnicy Selby'ego nie są fanami CITES. W roku 1991 jeden z ich głównych specjalistów od storczyków John Beckner napisał, ze CITES nie uratowało ani jednego storczyka, a zamiast tego "spowodowało zniszczenie roślin, zahamowanie i zniechęcenie do prywatnych inicjatyw oraz zużycie tak dużej ilości cennego czasu i energii na papiery i rytuały wymagane od hodowców."

Beckner był w idealnej pozycji, aby sformułować swoją negatywną opinię o CITES. Ogród Selby, założony w roku 1975, jest znany w świecie ze swojej kolekcji storczyków. Ogród, spadek filantropki Marie Selby, ma roczny budżet 3,2 mln USD i zatrudnia 50 osób, z których część - łącznie z Becknerem - pracuje w jego Centrum Identyfikacji Orchidei. Centrum mieści się od dawna w nijakim drewnianym budynku po przeciwnej stronie ulicy niż ogród i szklarnie przyciągające turystów, chociaż w tym roku zaplanowano jego przeniesienie do nowego budynku na głównym terenie ogrodu.

Co roku setki próbek wysyła się do centrum, żeby specjaliści Selby'ego określili, czym są. Do chwili pojawienia się Kovacha nigdy nie było żadnego zapachu publicznego skandalu wokół jego działalności. Ale Christenson, mieszkaniec Sarasoty, mówi, że 10 lat temu zrezygnował z pracy u Selby'ego, kiedy były dyrektor ogrodu kazał mu napisać wniosek o dotację na propagowanie południowoamerykańskiego storczyka, który został przeszmuglowany przez innego pracownika. "Każdy traktuje to z rodzajem przymrużenia oka", mówi Christenson. "Robią to wszystkie ogrody botaniczne… Problemem jest hipokryzja."

Własne przepisy ogrodu Selby wymagają zezwoleń na rośliny przysyłane do jego Centrum Identyfikacji Orchidei. Ale ten przepis nie został wprowadzony w życie. Tak wiele storczyków jest przysyłanych do ogrodu, że "ogród nie wymaga od wnioskodawców dostarczania dokumentacji na temat pochodzenia roślin", napisał dyrektor centrum Wesley Higgins w liście do internetowego biuletynu miłośników orchidei.

Higgins, mieszkaniec Cape Coral, jest łagodnie wysławiającym się mężczyzną z wąsami jak kierownica od roweru, Przez całe życie był hobbystą storczyków i czasami sędzią w konkursach. Poprzednio spędził 26 lat w Straży Przybrzeżnej, zanim zrobił doktorat i wylądował w pracy u Selby'ego. W niedawnym wywiadzie stwierdził, że standardową praktyką we wszystkich ogrodach botanicznych było przymykanie oka na zezwolenia lub ich brak, do chwili wybuchu skandalu u Selby'ego.

Moore mówi, że przez wszystkie lata, gdy wysyłał storczyki do Selby'ego w celu identyfikacji "Nikt nigdy nie powiedział słowa na temat zezwoleń." Zatem kiedy Kovach przyniósł Moore'owi nowo odkrytą orchideę i zapytał, co z nią zrobić, Moore powiedział swojemu przyjacielowi: "Zanieś to przeklęte g… do Selby'ego. Jeśli spróbujesz uzyskać zezwolenie, nigdy go nie dostaniesz."

***

Moore spędził ćwierć wieku włócząc się po dżunglach południowoamerykańskich, zbierając wszystko od nowych gatunków storczyków - z których niektóre są przez niego nazwane w stylu prekolumbijskim. Kilka razy jego zawadiacki sposób bycia doprowadził go do problemów z prawem.

On i jego peruwiańska żona Chady mieszkają pod Miami, ale budują dużą szkółkę w Peru, w pobliżu miasta Moyobamba. Leżące w Andach Moyobamba jest znane jako "Miasto storczyków", ponieważ tak ich wiele rośnie dziko w okolicy.

W roku 1996, lecąc z powrotem do Miami, Moore spotkał Kovacha. Zaczęli rozmawiać o storczykach i rozkwitła przyjaźń.
Powiedział mi pewnego razu: "Lee, jesteś sławny, bo masz wiele roślin nazwanych Twoim imieniem. Chciałbym mieć roślinę nazwaną moim imieniem", przypomina sobie Moore.

Kovach pojechał znów do Peru w roku 2001 i zrobił fatalny krok ku przydrożnemu straganowi, gdzie zobaczył rosnące storczyki, które go zaintrygowały. Ale nie kwitły, więc wtedy nie kupił żadnego.

W rok później, wiosną 2002, Moore i Kovach planowali ponowną podróż do Peru. Moore poleciał tym samym samolotem, co Kovach i jego żona Barbara Ellison, zawodowy fotograf. Według zapisków Kovacha pojechał tam, żeby "omówić stworzenie zakładu produkcji gatunków" przy wykorzystaniu szkółki Moore'ów. "Moore'owie chętnie przyjęli ten pomysł… Dokonaliśmy wstępnych ustnych uzgodnień."

Agenci federalni mieli później wątpliwości, czy para miała na myśli inny interes - taki, który obejmował przemyt roślin z Peru, aby je sprzedać bogatym kolekcjonerom, czy może stworzenie nowych hybryd, które mogliby masowo wprowadzić na rynek. W tym samym miesiącu gdy Kovach i Moore połączyli swoje siły, pojawiły się doniesienia o peruwiańskim właścicielu szkółki, oferującym na wystawie storczyków w Miami sprzedaż dotychczas nie odkrytego storczyka obuwika po 10 000 USD za roślinę. Biorąc pod uwagę zbieżność czasu, federalny prokurator powiedział później sędziemu, że spółka Moore-Kovach "strasznie wygląda na spisek".

Ale Moore zaprzecza, jakoby on i Kovach ubili jakiś interes, legalny czy nielegalny, i żaden z nich nigdy nie był oskarżony o spisek. Kovach odmówił komentarza.

26 maja 2002 w Peru Kovach wynajął kierowcę Moore'ów, żeby zabrał go na poszukiwanie storczyków. Jak napisał Kovach, około 3.30 po południu zatrzymali się w miejscu na mapie zwanym El Progresso, przy tym samym straganie, który odwiedził rok wcześniej.

Kovach wybrał kilka storczyków ze straganu obsługiwanego przez młode rodzeństwo, brata i siostrę. Kobieta zaproponowała, że przyniesie jakieś specjalne rośliny spoza domu.

"Szybko pojawiła się z powrotem niosąc trzy doniczki z dużymi ciemnoróżowymi kwiatami", zapisał Kovach. "Okazały się być pewnego rodzaju storczykami obuwikami, ale nigdy nie widziałem czegoś podobnego." Ich kwiaty - zeznał później - były "nadzwyczajnie wielkie i kolorowe."

Cena wynosiła 3,60 USD za sztukę, czyli ponad siedem razy więcej, niż na straganie kosztowały inne storczyki. Kiedy brat sprzeciwił się próbie targowania przez Kovacha, ten zgodził się zapłacić pełną cenę.

Tamtej nocy, gdy Kovach pokazał swoje znalezisko Moore'owi, stary kolekcjoner storczyków był oszołomiony.
Przypomniał sobie pragnienie Kovacha posiadania storczyka nazwanego jego nazwiskiem. Twierdzi, że powiedział do Kovacha "To twoja szansa. Zdobyłeś Świętego Grala storczyków."

***

W Rajskim Ogrodzie Adam nazwał wszystko. W dzisiejszych czasach sprawa jest bardziej skomplikowana. Są ścisłe zasady dotyczące publikowania nowych nazw naukowych. Tylko niektórzy naukowcy, zwani taksonomami, mogą nadawać nazwy.

Lista Amerykańskiego Towarzystwa Storczykowego zatwierdzonych taksonomów składa się tylko z 23 ekspertów, z których żaden nie mieszka w Peru. W roku 2002 z ogrodem Selby było związanych pięciu ekspertów, więcej niż z jakimkolwiek innym ogrodem botanicznym. To dlatego Moore powiedział Kovachowi, żeby się udał do Selby'ego, i to szybko. Żona Moore'a mówi, że ona i jej mąż powiedzieli Kovachowi, że "jeśli chcą, żeby ten kwiat nosił nazwę od nazwiska Kovacha, to muszą się spieszyć", bo były to te same storczyki, które narobiły tyle szumu na wystawie w Miami tydzień lub dwa tygodnie wcześniej.
  
A więc Kovach zapakował jedną roślinę w tekturową tubę i włożył do swojej walizki. Wypełnił tę walizkę i jeszcze drugą innymi, bardziej zwykłymi storczykami, które kupił podczas pobytu w Peru. Zarówno Moore jak i Kovach mówią, że zostawił pozostałe dwa nowe storczyki w szklarni Moore'ów.

Kovach zawsze utrzymywał, że dostarczył storczyk do ogrodu Selby wyłącznie dlatego, że chciał otrzymać nazwę dla swojego odkrycia i zapewnić odpowiednią prawną ochronę roślin w stanie dzikim. Jednak w pisemnym oświadczeniu jakie złożył agentom federalnym powiedział: "Podjęto wstępne kroki w celu sztucznego, masowego ich rozmnażania. Nie sprzedam ani jednego, dopóki nie będzie zapewnione przetrwanie gatunku."

Ze swoją cenną orchideą ukrytą wśród innych kwiatów, Kovach i jego żona polecieli do Miami, największego na Południu centrum przemytu dzikich roślin i zwierząt. Tamtejsi agenci federalni znaleźli małpy marmozetki ukryte między kapeluszami pasażerów, młode papugi kubańskie wepchnięte w damski biustonosz, po jednej w każdą miseczkę oraz przy jednej pamiętnej okazji 45 żółwi czerwonostopych wepchniętych w męskie spodnie spadochronowe. Przy tak wielkiej masie przemytu inspektorzy federalni mówią, że nie mogą przydzielić ani jednej osoby do obserwacji przy lotniskowej karuzeli bagażowej.

Kiedy Kovach i jego żona przybyli 4 czerwca 2002, Kovach zgłosił celnikom, że wiezie żywe rośliny. Zamiast zostać odesłany do bardziej szczegółowej kontroli - powiedział później agentom prowadzącym śledztwo - machnięto po prostu ręką, żeby przechodził, nie zadając żadnych pytań. Następnego ranka małżeństwo pojechało do Sarasoty, gotowe aby się dostać do nieśmiertelności.

***

Chociaż eksperci Selby'ego mówią, że nigdy przedtem nie spotkali Kovacha, znali już kwiat, który przyniósł.
John Beckner właśnie wrócił z wystawy storczyków w Miami z opowieściami o olśniewającym nowym kwiecie z Peru. Teksański hodowca wysłał e-mailem do ekspertów Selby'ego zdjęcia, które oglądał. A oni słyszeli, że Christenson, który także należy do 23 ekspertów Amerykańskiego Towarzystwa Storczykowego, zredagował opis nowego storczyka jako informację z ostatniej chwili dla magazynu Orchids, który miał się ukazać 17 czerwca.

Christenson chciał nazwać nową orchidee Phragmipedium peruvianum dla uhonorowania Peru. Chociaż normalną procedurą jest oparcie takiego opisu na żywych roślinach, Christenson mówi, że oparł swój opis na zdjęciach, które otrzymał e-mailem od peruwiańskiego właściciela szkółki, ponieważ wszystkie storczyki obuwiki znajdują się na liście najbardziej zagrożonych gatunków.

"Nikt mający chociaż pół szarej komórki nie zbliża się do nich", mówi Christenson. "To są pandy świata storczyków. Kiedy ktoś zjawia się z takim storczykiem, albo spokojnie mówisz mu, żeby sobie poszedł, albo wzywasz gliny." Eksperci Selby'ego nie zrobili ani jednego, ani drugiego. "Nie zatelefonowaliśmy do Służby Ochrony Ryb i Dzikiej Przyrody USA", mówi Higgins. "Gdyby to się stało dzisiaj, to jedno zrobilibyśmy inaczej."

Kiedy zjawili się Kovach i jego żona, wolontariusz zabrał ich z powrotem do miejsca, gdzie pracowali Higgins, Atwood i inni specjaliści od storczyków. Kiedy Kovach wszedł niosąc lekko przywiędły lecz wciąż efektowny kwiat, pokój rozjarzył się podnieceniem.

"To bardzo wielka rzecz w świecie storczyków", zeznał później ekspert Selby'ego i ilustrator Stig Dalstrom. "To jak odkrycie nowego gatunku słonia w Argentynie lub coś w tym rodzaju."

Ktoś – wygląda na to, że nikt nie pamięta, kto – zapytał, czy Kovach ma odpowiednie zezwolenia, a ten odpowiedział, że tak. Eksperci Selby'ego wciąż mieli "wiele wątpliwości" co do legalności storczyków, zeznał Dalstrom, ale była to zbyt nęcąca okazja, żeby ją przepuścić.

"Byłoby to dla ogrodu naukowe osiągnięcie, opisać coś takiego", powiedział Dalstrom. "Jesteśmy organizacją, zależy nam na reputacji. Zależy nam na opinii publicznej... żeby otrzymywać fundusze, dotacje i wsparcie, i chcieliśmy opisać ten przypadek."

I musieli być w tym pierwsi, ponieważ - jak wyjaśnił - "Nikt nie chce finansować naukowców, którzy wleką się z tyłu."

Perspektywa uderzenia w Christensona czyniła tę sytuację jeszcze bardziej atrakcyjną. Od lat był on cierniem w boku Selby'ego, atakując ich bluźnierczymi e-mailami i listami

"Każdy w ogrodzie go nienawidzi, a on nienawidzi ich, i kiedy pojawiła się okazja, żeby go pobić, zrobili to z radością", powiedział gazecie Sarasota Herald Tribune Carlyle Luer, członek zarządu Selby'ego.

Kovach napisał, że Higgins, dyrektor Centrum, powiedział mu, że Christenson chełpił się bliską publikacją i że "rozpoczął się wyścig do rośliny". Powiedział, że wygląda na to, że wygrał ten wyścig." Jednak Higgins przyznaje, że "nie miał pojęcia" że Christenson był gotowy do publikacji.

Zanim Kovach i jego żona wrócili do domu do Wirginii, jeden z ekspertów Selby'ego zapytał go, jak chciałby nazwać swoje odkrycie. "Pomyślałem: Cóż, dlaczego nie? Pracowałem długo i ciężko, to nikomu nie może zaszkodzić", napisał Kovach. A więc zaproponował "Phragmipedium kovachii".

Według Christensona było to równoznaczne z zawołaniem do agentów federalnych: "Hej, aresztujcie mnie!"

***

Dzień po wizycie Kovacha Higgins wysłał e-maila do prezesa zarządu ogrodu Boba Scully, emerytowanego komercyjnego hodowcy z Miami, który współpracował jako sędzia na wystawach storczyków z Higginsem i Becknerem, oraz do dyrektora wykonawczego ogrodu Meg Lowman.

"Wczoraj do Centrum przybył nowy purpurowy gatunek Phrag", napisał Higgins. "Musimy to opublikować w przyszłym tygodniu, żebyśmy byli pierwsi". Może to być coś większego od jakiegokolwiek wcześniejszego odkrycia ogrodu Selby - powiedział im.

Scully szybko odpisał, że jest to "wspaniała okazja" i wyraził "nadzieję, że jest sposób, żeby jak najszybciej oddać to do druku". Lowman była na urlopie w Ohio, ale odpowiedziała Higginsowi: "Proszę ocenić, co jest najlepsze dla świata storczyków".

Nikt nie zrobił żadnej uwagi na temat zezwoleń. W swoich kolejnych dyskusjach z pracownikami, powiedziała Lowman, jedyną ostrzegawczą uwagą jaką usłyszała było zaniepokojenie, że Christenson "może się stać gwałtowny", kiedy się dowie, że został pokonany.

Pod kierownictwem Higginsa zespół storczyków Selby'ego pracował na okrągło całą dobę, żeby uzyskać druk specjalnego wydania własnej publikacji ogrodu, Selbyana, z kompletnym naukowym opisem nowego storczyka. Publikację powierzono Atwoodowi, Dalstromowi i peruwiańskiemu koledze Ricardo Fernandezowi, który zrecenzował ich pracę poprzez e-mail. Nazwisko Higginsa nie pojawiło się.

Kiedy to zostało wykonane, ogród Selby wydał informację prasową zachwalającą odkrycie i rolę Selby'ego w odkryciu. "To musi być jedno z najważniejszych odkryć rośliny dla ogrodu Selby i dla całego świata orchidei w ciągu ostatnich 100 lat", jak Beckner powiedział wtedy Herald Tribune. Możliwości handlowe były równie ekscytujące, zauważył. "Otworzy to całą nową linię w hybrydyzacji storczyków."

Jednak w osiem dni po ukazaniu się Selbyana zaczęły się kłopoty Selby'ego.

Władze peruwiańskie skontaktowały się ze Służbą Ochrony Ryb i Dzikiej Przyrody USA wnosząc skargę, że Kovach nielegalnie wywiózł roślinę z ich kraju. Żądali jej natychmiastowego zwrotu. Władze federalne wszczęły śledztwo.

W międzyczasie, jak mówi Scully, zadzwonił do niego Moore, którego po raz pierwszy spotkał kilkadziesiąt lat wcześniej w Miami. Moore dzwonił "szukając informacji na temat ludzi, którzy mogliby być zainteresowani zakupem z jego zbiorów storczyka Phragmipedium kovachii po 5000 USA za sadzonkę. Powiedziałem mu, że ja na pewno nie jestem zainteresowany."

W sierpniu śledztwo nabrało większych obrotów. Uzbrojeni funkcjonariusze ochrony przyrody z nakazem rewizji wkroczyli do białego drewnianego domu Kovacha w wiejskiej miejscowości Goldvein, Wirginia. Zajęli komputery, rośliny, dokumenty i zdjęcia. Dwa dni później wkroczyli do ogrodu Selby'ego z wezwaniem sądowym do ujawnienia zapisów dotyczących storczyka Kovacha. Wieści o śledztwie wkrótce spowodowały większy rozgłos wokół ogrodu, niż kiedykolwiek wcześniej. Artykuły na ten temat ukazały się w New York Timesie, Washington Post, a nawet w magazynie People.

Jednak specjaliści od storczyków Selby'ego, widocznie nieświadomi wywołania międzynarodowego incydentu, wciąż naiwnie chwalili się swoim odkryciem. Kiedy zadzwoniono z programu naukowego Nova rozgłośni PBS (Public Broadcasting Service) z prośbą o wywiady, Higgins, Dalstrom i Beckner radośnie zjawili się przed kamerą opowiadając o tym, co zrobili. Nie było wzmianki o śledztwie.

Dalstrom, zeznający później przed sądem federalnym, powiedział, że Higgins i inni eksperci Selby'ego nie zostali okpieni przez Kovacha. Wiedzieli, że nie mają zezwolenia CITES. Ale myśleli, że ich plan uchroni ich od kłopotów z prawem i wciąż pozwoli im pokonać Christensona. Mieli zamiar opublikować swój opis w Selbyana, a następnie odesłać Phragmipedium kovachii z powrotem do Peru.

Z tym planem były tylko dwa problemy. Urzędnicy Selby'ego wysłali roślinę Kovacha do muzeum w Peru, które nie miało prawnego zezwolenia na przyjmowanie takich okazów dzikiej przyrody, w ten sposób ponownie łamiąc prawo.
Co gorsza, nie odesłali z powrotem wszystkiego.

Kiedy naukowcy stali wokół storczyka Kovacha, "Wszystkim przyszło do głowy, że to jest ostatni okaz, jaki widzą", mówi Jeffrey Tucker, konsultant kryzysowy doradzający zarządowi Selby'ego w czasie kryzysu prawnego. "Roślina została zabrana z miejsca na dużej wysokości w Peru i nie przeżyłaby w Sarasocie. I ktoś powiedział: "Po co zabijać ostatniego kondora?"

A więc Atwood zabrał część rośliny do swojego domu w Vermont, żeby zobaczyć, czy będzie rosła. Do sierpnia Atwood zdołał wyhodować pięć nowych korzeni i jeden nowy pęd.
"Miałem zamiar stać się wielkim bohaterem", mówi Atwood z ciężkim westchnieniem.

Higgins mówi, że nie był świadomy tego, że Atwood zabrał część rośliny. "Zrobił to całkowicie na własną odpowiedzialność." Scully, który także znał Atwooda od lat, mówi, że też nie wiedział. Nie wiedziała także Lowman, która nie jest ekspertem od storczyków, lecz znaną badaczką lasów deszczowych, której pamiętnik "Życie wśród drzew" wywołał zachwyt krytyków.

Mimo tego pierwszego wezwania do sądu federalnego Lowman początkowo myślała, że śledztwo nie było niczym poważnym. Poprosiła jednak wszystkich pracowników zaangażowanych w publikacje nazwy o dostarczenie jej pisemnych oświadczeń o tym, co się stało. Jak mówi, następnego ranka Atwood zadzwonił do niej "zaniepokojony i strapiony" i przyznał się do tego, co zrobił.

Kiedy zespół badawczy przedstawił jej swoje pisemne raporty, mówi Lohman, "Dostałam sześć raportów i każdy był inny. Nikt nie przyznał, że John wziął orchideę, ale John to przyznał i powiedział, że wszyscy o tym wiedzieli. To wtedy zorientowałam się, że potrzebuję pomocy prawnej."

Bez porozumienia z zarządem wynajęła drogą firmę prawniczą w Waszyngtonie, której prawnicy mieli doświadczenie w postępowaniu z przypadkami zagrożonych gatunków. Nowi prawnicy Selby'ego poinformowali agentów federalnych o posiadaniu rośliny przez Atwooda. Krótko potem para agentów federalnych zapukała do jego drzwi i skonfiskowała roślinę.

***

Śledztwo federalne zwiększyło napięcie, które już istniało między członkami zarządu Selby'ego oraz między zarządem a Lowman. Wskutek tego stała się jego pierwszą ofiarą.

Podczas gdy Lowman była popularna wśród bogatych sponsorów Selby'ego, jej brak doświadczenia w zarządzaniu doprowadził do pewnych konfliktów. Na przykład kiedy zarząd ostatecznie zatwierdził jej decyzję o wynajęciu prawników po 400 USD za godzinę do zajęcia się śledztwem, ono wciąż się jątrzyło, mówi członek zarządu Caren Lobo, właścicielka znanej księgarni i kiosku z gazetami w Sarasocie.

Lobo mówi, że martwiła się, że walka z agentami federalnymi może doprowadzić do bankructwa Selby'ego. Mówi, że ponaglała zarząd, żeby szybko uciął sprawę z agentami federalnymi, przyznając, że "Byliśmy podekscytowani i popełniliśmy błąd, straszny błąd, i jest nam bardzo przykro". Ale, jak mówi, Lowman przekonała zarząd do zajęcia twardego stanowiska i twierdzenia, że zespół był niewinny.

"Mieliśmy zawsze nadzieję, że ta sprawa ucichnie", mówi były członek zarządu Selby'ego Bob Richardson, późniejszy prezes Wyższej Izby Handlowej Sarasoty. "Ale ona się rozwijała z upływem czasu."

Kiedy sąd federalny zaczął dostarczać członkom zarządu i pracownikom wezwania do sądu, złocisty blask odkrycia naukowego zaczął blednąć. Kadra Selby'ego zdała sobie wtedy sprawę, że zostali uwikłani w drobiazgowe śledztwo kryminalne. Wynagrodzenie prawników zaczęło zjadać już ciasny budżet ogrodu. Zaczęto mówić o zmianie miejsca renomowanej w świecie konferencji naukowej na mniej kontrowersyjne miejsce. Kluczowe federalne zezwolenie na wysyłkę zagrożonych gatunków do innych instytucji zostało zawieszone. Sama perspektywa wyroków kryminalnych przeciwko ogrodowi Selby przywołała widmo nie tylko wysokich grzywien, ale także straty milionów w nieprzyznanych dotacjach.

W miarę jak agenci federalni przykręcali śrubę, stosunki między członkami zarządu a Lowman pogarszały się. Dla Richardsona czara się przepełniła w maju 2003, gdy "siedzieliśmy na naradzie z zarządem i Scully powiedział, że myśli, że Meg nie powiedziała prawdy o tym, co się stało". Scully mówi, że nie miał na myśli tego, że Lowman celowo kłamała agentom, ale że mogła im udzielić niedokładnych informacji.

Richardson był wściekły o to, co uznał za próbę uczynienia z Lowman kozła ofiarnego i szybko opuścił zarząd. Obiecał uprzednio dotację 100 000 USD dla Selby'ego, ale teraz obiecał dać pieniądze Lowman w przypadku gdyby ich potrzebowała na własne wydatki prawnicze.

Niedługo potem Lowman została usunięta przez zarząd. Jednym z powodów, mówi Lobo, było to, że członkowie zarządu obwiniali Lowman o złe postępowanie ze śledztwem. Wkrótce członkowie zarządu, którzy ją popierali, także zostali usunięci z zarządu. Oni także zadeklarowali cofnięcie tysięcy dolarów dotacji.

Zgiełk wokół Selby'ego stał się głównym tematem popularnego biuletynu internetowego dla entuzjastów storczyków. Niektórzy z fanów ogrodu Selby porównywali Służbę Ochrony Ryb i Dzikiej Przyrody USA do Gestapo. Krytycy Selby'ego skarżyli się, że jego personel był winny stworzenia rodzaju imperializmu kulturowego, umożliwiającego białym uczonym roszczenie praw do osiągnięć, które słusznie należały do krajów Trzeciego Świata.

Czasami sami eksperci ogrodu Selby, chociaż ostrzegani przez prawników żeby siedzieli cicho, wskakiwali na forum internetowe. W listopadzie 2003 Dalstrom bronił siebie i swoich kolegów używając mieszanej sportowej metafory: "Może kiepsko przyjęliśmy tę podkręconą piłkę, ale nie upuściliśmy jej."
Wtedy pojawiły się oskarżenia kryminalne.

***

Po ponad rocznym śledztwie sąd w Tampie oskarżył Kovacha o przemyt zagrożonych dzikich organizmów i nielegalne posiadanie rzadkiej orchidei, która nosiła jego imię. Miesiąc później oskarżyciele federalni wnieśli oskarżenia kryminalne przeciwko Higginsowi i ogrodowi Selby - po raz pierwszy jakiś ogród botaniczny w kraju został oskarżony o przestępstwo kryminalne.

"Jest dla mnie jasne, że za tym postępowaniem stał rząd, a nie indywidualna osoba", mówi Higgins z pewną goryczą. Jak mówi, nigdy nawet nie dotknął storczyka. "Nie ja się nim zajmowałem, ale ludzie, którzy pracowali dla mnie, ale żaden z nich nie został oskarżony. Jest jasne dla społeczności botanicznej, że chcieli dla przykładu ukarać jakiś ogród botaniczny i Selby był tym szczęśliwym grodem."

Oskarżenia przeciwko ogrodowi Selby i Higginsowi były skutkiem rozwlekłych negocjacji między oskarżycielami a zarządem Selby'ego, którego prezesem już wtedy była Barbara Hansen, stalowa wielka dama, która przez 12 lat była burmistrzem miejscowości Barrington Hills, Illinois, i sama się opisuje jako "żwawa 76-latka". Zarząd zgodził się przyznać do winy w zamian za możliwie niską karę.

Zarząd Selby'ego był pod silną presją finansową, aby zawrzeć układ i zakończyć ponoszenie strat, mówi Scully. "Krwawiąc płaciliśmy wynagrodzenia prawników", mówi. Lobo szacuje, że wyniosły ponad 200 000 USD.

W ramach ugody zarówno Selby jak i Higgins zostali oskarżeni o przestępstwo pogwałcenia Ustawy o Zagrożonych Gatunkach. Selby miał zapłacić grzywnę 5 000 USD, znacznie mniej niż możliwa kara 100 000 USD.

Ogród Selby zgodził się także wykupić całostronicowe ogłoszenie w magazynie storczykowym z przeprosinami za swoje przestępstwo, zmienić swoje procedury dotyczące postępowania ze storczykami z innych krajów i napisać listy do innych instytucji naukowych zachęcając je, aby wprowadziły podobne zmiany.

 "Nie chcemy, żeby inne instytucje popełniły ten sam błąd", mówi Hansen. "Wszystkie instytucje powinny być bardziej ostrożne ze swoimi dokumentami."

Selby zadeklarował także, że zwróci się do międzynarodowego organu naukowego odpowiedzialnego za nazywanie gatunków, aby wycofał nazwę Phragmipedium kovachii. "To nie jest dobry pomysł nazwać storczyk od nazwiska kogoś, kto wwiózł go do kraju nielegalnie", mówi Hansen.

Koniec końców, konsekwencje mogły być znacznie gorsze. "Chyba mógłbym powiedzieć, że było to danie po łapach", mówi Hansen.

Higgins dostał więcej niż po łapach. Zasądzono mu grzywnę 2 000 USD i skazano w zawieszeniu na dwa lata, z czego sześć miesięcy aresztu domowego w jego domu w Cape Coral. Mógł podróżować tam i z powrotem do pracy w Sarasocie, ale poza tym był ograniczony do swojego domu. Bez kina. Bez pójścia na kolację. To było, jak mówi "uciążliwe".

Kovach nie poddał się tak łatwo. Jego prawnicy argumentowali, że nie naruszył CITES, ponieważ przepisy te nie dotyczą storczyków bez nazwy. Sędzia nie kupił tego. Zatem w czerwcu 2004 Kovach został uznany winnym przestępstwa nielegalnego handlu zagrożonymi gatunkami. 1 listopada w wyłożonej drewnem sali sądowej w Tampie sędzia federalny skazał go w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę 1 000 USD – mniej surową karę niż nałożona na Higginsa.

Oskarżyciele domagali się dla Kovacha kary więzienia. Chociaż sędzia odrzucił te żądania, ostrzegł Kovacha, że był bliski spełnienia tego żądania.

"Rozstrzygam pewne wątpliwości na pana korzyść, ponieważ jest to pana pierwsze przestępstwo", powiedział sędzia. "Ale kilka pana wyjaśnień tutaj było bardzo blisko tłumaczenia 'Pies zjadł moje zadanie domowe'."

W Selby międzynarodowa konferencja na temat ochrony storczyków udała się, chociaż Higgins mówi, że uczestnictwo nie było tak liczne, jak miał nadzieję ogród. Jak dotąd, mówi Lobo, nie było straty dotacji, ale utrata lokalnych sponsorów spowodowała pewne dolegliwości. Dotacje są mniejsze o paręset tysięcy dolarów, mówi prezes zarządu Hansen, ale wierzy ona, że będą mogli teraz odwrócić tę tendencję.

"Kiedy objęłam tę posadę dwa lata temu, drżałam o to, czy uda nam się razem przez to przejść", mówi Hansen. "Ale przez ostatnie 18 miesięcy odkręciliśmy sprawę."

W ponad rok po usunięciu Lowman zarząd wciąż szukał kogoś na jej miejsce, ale Lobo powiedział, w grudniu, że mają nadzieję przyjąć kogoś na to miejsce do wiosny.

Chociaż skandal nie zaszkodził frekwencji w ogrodzie, w świecie storczyków reputacja Selby'ego została splamiona. "Widać niechęć do wiązania się z ogrodem Selby", mówi Paul Martin Brown, wydawca Północnoamerykańskiego Dziennika Rodzimych Storczyków i autor kilku podstawowych książek o storczykach, łącznie z "Dzikimi storczykami Florydy".

Wciąż, mimo wyroku skazującego, niektórzy urzędnicy Selby'ego twierdzą, że personel ogrodu nie zrobił nic złego. Egzekwowanie przepisów o ochronie gatunków jest sprawą rządu, mówi Scully, a nie naukowców Selby'ego.

Utrzymuje on, że Higgins i jego personel "zrobili wszystko, co uważali za stosowne".

"Widzę całą sytuację jako zaniedbanie ze strony rządu", zgadza się Higgins, który obwinia celników w Miami, którzy nigdy nie skontrolowali bagażu Kovacha.

Urzędnicy Selby'ego napisali list nalegający na zmianę nazwy storczyka. Ale dotychczas międzynarodowy organ nazewniczy nie podjął żadnego działania, więc storczyk wciąż oficjalnie nosi nazwę od nazwiska Kovacha.

"W powszechnym odczuciu botanicy nie mają zamiaru dotknąć tego nawet 3-metrową tyczką", mówi Christenson. Tak wiele innych storczyków zostało nazwanych w podobnych okolicznościach, że "nie chcą stwarzać precedensu."

W Peru zbieracze już dawno wyzbierali do czysta miejsce w El Progresso, gdzie Kovach znalazł swoją pierwszą roślinę. Wśród zbieraczy, którzy na tym skorzystali, był Lee Moore, poszukiwacz przygód. Mówi, że zapłacił po 6 USD za 200 storczyków w nadziei, że pewnego dnia będzie mógł je rozmnażać i sprzedawać legalnie. Ala jak mówi, wskutek sprawy Kovacha rząd peruwiański skonfiskował je wszystkie.

A co z małą roślinką, którą Atwood uprawiał w Vermont, a którą skonfiskowali agenci federalni? Została zwrócona do Ogrodu Botanicznego USA w Waszyngtonie D.C. do przechowania na wypadek, gdyby była potrzebna jako dowód w sądzie. Po skazaniu Kovacha Peru wciąż nie dostało jej z powrotem.

Craig Pittman pisze artykuły na temat środowiska do St. Petersburg Timesa i w zeszłym roku zdobył nagrodę Waldo Proffitt za wyróżniające się dziennikarstwo ekologiczne. Urodzony na Florydzie, mieszka w St. Petersburgu z żoną i dwojgiem dzieci.


(1)  Home Depot - sieć supermarketów (przypis Ewa Jóźwiak)

 

(C) 2002 - 2006 Ewa Jóźwiak